Nauka w przeładowanych klasach to codzienność dla wielu nauczycieli
i uczniów. Problem zaczyna się od kwestii braku odpowiednich regulacji. Obecny system oświaty w tym zakresie funkcjonuje
w oparciu o ustawę z 1954 roku. Co prawda rozporządzenie (z dnia 27 sierpnia
2012 r. w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz
kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół, które weszło w życie 1
września 2012 r.) określa maksymalną ilość uczniów w klasie, ograniczając ją do
26, jednakże zapis ten tyczy się wyłącznie edukacji wczesnoszkolnej (tzn. klas
I-III szkoły podstawowej) i jak wiadomo, nie jest surowo przestrzegany.
W
szkołach gimnazjalnych oraz ponadgimnazjalnych liczebność klas warunkują najczęściej względy ekonomiczne, nie komfort
nauki i pracy czy efektywność nauczania. Od 13 marca 2009 roku obowiązuje
znowelizowane rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 20 lutego 2009
r. w sprawie warunków i trybu przyjmowania uczniów do szkół publicznych oraz
przechodzenia z jednych typów szkół do innych, która stanowi, że za liczebność
klas oraz ich ilość odpowiadają jednostki samorządu terytorialnego. W myśl
ustawy o systemie oświaty z 7 września 1991, a konkretnie art. 5 ust.7 to na
samorządach właśnie spoczywa odpowiedzialność za zapewnienie bezpiecznych i
higienicznych warunków do nauki, wychowania i opieki w szkołach i
przedszkolach.
Problem jednak w tym, że zapis ten jest
niezbyt precyzyjny. W konsekwencji samorządy mają wolną rękę w tej kwestii, co często
wykorzystują. Przekraczanie określonej liczebności klas przez dyrektorów szkół
nie spotyka się z niczyją reakcją. Władze szkoły najczęściej tłumaczą, że nie
jest możliwe, aby kurczowo trzymać się dopuszczalnych norm.
Jak
więc można organizować lekcje w przeładowanej klasie?